piątek, 10 lipca 2009

Beskidy - czyli gdzie mieszkam

Trudno byłoby opisać i uświadomić uroki Beskidów komuś kto tu nigdy nie był. W zasadzie nic specjalnego - małe góry bez grani skalnych, urwistych szczytów jak w Tatrach. Pogranicze Beskidu Średniego (Makowskiego) i Wysokiego to raczej rzadko opisywany teren...

Ciągnące się do samych szczytów pola uprawne przypominają, że rolnictwo tutaj - mimo niezbyt przychylnej i zmiennej aury - było bardzo ważne dla mieszkańców. Okres żniw, wykopków, sianokosów łączył ludzi i cementował lokalne społeczności. Sąsiad pomagał sąsiadowi, rodziny rodzinom, ludzi byli ze sobą bliżej, pielęgnując w ten sposób znajomości.

Sam pamiętam z dzieciństwa suto zakrapiane żniwa - szczególnie okres młocki - niestety kombajn nie miał racji bytu ze względu na bardzo trudny teren ale i ze względu na brak środków na zakup takiego cuda. Młocarnia wędrowała więc w okropnym upale sierpnia od jednego gospodarstwa do drugiego czyniąc swą powinność...


Dzisiaj to już nie to... Otwarta niedawno asfaltowa droga przez Piątkową pozwala mi skrócić czas przejazdu z pracy do domu z ~20 do 7-8- minut :-) Droga stromo pnąc się w górę wije się wśród pól. Jak na moje oko - w minimum 50 % pól w żaden sposób nie zagospodarowanych. Rolnictwo w tym regionie podupadło i wątpię, że się wskrzesi. No chyba że przyjdzie jakaś wielka bieda, opustoszeją półki sklepowe, albo ceny na nich widniejące będą poza zasięgiem kieszeni górali beskidzkich. Wtedy pewnie wrócą do "gospodarzenia", żeby jeszcze raz poczuć smak swojskiego, pieczonego w domu chleba...

2 komentarze:

  1. Sławek ja chcę nawiązać do podpisu pod zdjećiem w profilu. Napisałeś tam, że zdjecia są Twoje i robione bez pośpiechu! Wiesz tego mi brakuje w moim foceniu, ciagle się śpieszę - a nie byłem taki. Jak jestem na plenerku, to zaraz myślę, że w domu mam jeszcze to i tamto do zrobienia prowadzi to do nerwówki i braku zabawy - nie zawsze ale jednak. Muszę koniecznie nad tym popracować - dzięki za mobilizacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacku - c'est la vie :-) Doskonale to rozumiem mając dwójkę dzieci. Nieraz bywało tak, że starłem się z moją kochaną żoneczką, ponieważ nie dało się pogodzić obowiązków rodzinnych z nieodpartą chęcią wyjścia w plener i fotografowania.
    Skończyło się na dżentelmeńskiej :-) umowie, że cały tydzień robię co do mnie należy, ale w piątek jak wrócę z pracy - "nie ma mnie dla nikogo". Wiadomo, że pogody i fajnego światła nie da się zamówić na każdy piątek, ale to już krok naprzód - a nie wstecz :-).
    Tak więc jeden dzień w tygodniu mam dla siebie.

    A jak jestem w plenerze - skupiam się na kombinowaniu z kompozycją, ustawieniami aparatu - ot, po prostu bawię się tym co robię. W tym cała frajda, wielka przyjemność dla mnie a przede wszystkim - ODPOCZYNEK :-) ...
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń