Żeby w "bezkolorowej" konwencji krajobrazów nie pokazywać to już nie raz słyszałem i pewnie jeszcze usłyszę. Ta bezbarwna fotografia ma swój swoisty urok i czasem pobudza wyobraźnię. Człowiek patrzy na to dziwadło i zaczyna się zastanawiać "...ooo tam jest kwiatek - ciekawe jaki ma kolor, fajnie byłoby widzieć to samo w kolorze i na żywo". Sądzę, że to jedna z priorytetowych funkcji fotografii czarno-białej. Ma ona bezprawny wręcz dostęp do pokładów naszej kreatywności i wyobraźni. Jak wynik jej działania się ukształtuje podyktuje nie tylko pierwsze wrażenie, kompozycja, jakość zdjęcia. Myślę, że nawet nastrój w danym momencie może zaważyć na odbiorze. Oczy przyzwyczajone do "cukiereczków" krajobrazowych trafiają w pustkę i zaczyna się jakaś niezdefiniowana i niepojęta reakcja chemiczna w mózgu. Umysł będzie próbował uzupełnić to, czego mu do poprawnego odbioru zabraknie. Jak to uzupełni... Hmmm - niech pozostanie Waszą tajemnicą :)
Przez Zawrat w stronę Koziego Wierchu.
Ostatni z wystających jeszcze odłamków meteorytu Franka Gąsienicy - do dziś widoczny.
Trochę dalej będzie jeszcze stromiej.
Szacowny Giewont aka "Jaehe Wand" (Naga Ściana - mój wolny przekł. z niemieckiego)
Nie muszą być najwyższe, żeby być pięknymi.
Wcale niegranatowe Granaty.
Dwa kamienie w wodzie.